Happy Cow

HappyCow's Compassionate Healthy Eating Guide

poniedziałek, 20 sierpnia 2012

Machina Organika i inne

Drugi dzień pobytu we Wrocławiu okazał się dużo bardziej spokojny. Chociaż pęcherze na stopach nieco utrudniały poruszanie się po mieście, staraliśmy się nie łamać. Nogi miałam oklejone plastrami jak mumia ;)
Odwiedziliśmy moją koleżankę, która mieszka w bardzo odległej części miasta (odległej dla nas, bo do centrum docieraliśmy z zupełnie innej strony), a wracając od Niej przez szybę tramwaju zobaczyłam napis "Machina Organika" i przypomniałam sobie, że ten lokal znajduje się na liście knajp wegańskich, które chciałam odwiedzić.
Po wejściu do środka ukazało się naszym oczom śliczne, czyściutkie wnętrze ze świetnym klimatem.



Co bardzo mi się spodobało to menu, które zmienia się codziennie. My trafiliśmy na takie pyszności, że na samo wspomnienie dostaję ślinotoku ;)

Na pierwszy ogień poszła kanapka z hummusem, kiełkami, rukolą, pesto, awokado, kaparami. Niby zwykła bułka, a tyle smaków!

 Mąż zamówił zupę jarmużową. O walorach jarmużu nie muszę chyba pisać. Jeśli ktoś ich nie zna polecam poszerzyć swoją wiedzę na ten temat ;)

Do picia tonik arbuzowy - cudownie orzeźwiający.

 Jako danie główne wystąpiła paella, która była tak pięknie kolorowa, że żałowałam brak lepszego aparatu. A ten smak... Nie do opisania!

Gdy już myśleliśmy, że najlepsze za nami na stół wjechały desery... i tu wymiękliśmy całkowicie. Czekoladowa tarta z awokado i sernik z orzechów nerkowca po prostu ścięły nas z nóg.
Musze koniecznie namierzyć przepis na te cuda. Tak dobrego "ciasta" jeszcze chyba nie jadłam.

Jak dla mnie Machina Organika zasługuje na ocenę celującą, a ja ubolewam, że nie wrócę tam szybko. Mam nadzieję, że jeszcze kiedyś będzie okazja wypróbować inne smakołyki z ich kuchni.

Zdążyliśmy zrobić też małe wegańskie zakupy i mam nadzieję, że wkrótce wrzucę tutaj coś przygotowanego z tych produktów. Na chwilę obecna moim przysmakiem są jogurty sojowe Provamel. Pychota!
Suszone mango zostało zjedzone w pociągu powrotnym do domu, a marcepanowe pianki już na miejscu. Najbardziej cieszy mnie zakup silken tofu - szykuje się kolejne podejście do tofurnika ;)


Na pięknym, wyremontowanym dworcu kolejowym zawitaliśmy do Coffee Heaven i chociaż zazwyczaj nie piję kawy, to jednak skusiłam się na chai z mlekiem sojowym i sałatkę owocową. W sam raz, gdy czeka się na opóźniony pociąg ;)

Wrocław pozostaje miejscem do którego chcę wrócić i nie na weekend, ale na dłużej. Zakochałam się w tym mieście mimo hałasu, mimo smrodu spalin, mimo tłoku od którego na co dzień uciekam. Magiczne miasto.



15 komentarzy:

  1. Te desery to i ja bym chętnie zjadła. A byłaś w Poznaniu? Tam to jest dopiero pięknie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Byłam w Poznaniu kilka razy, ale jakoś nie zwalił mnie z nóg. Teraz dwa moje ulubione polskie miasta to Gdańsk i właśnie Wrocław :)

      Usuń
    2. Ale CIACHO! Wygląda fantastycznie, reszta też, warto było przypłacić spacery bąblami ;)

      Usuń
    3. Oj tak, dla takiego ciacha warto było :D

      Usuń
    4. do Poznania to trzeba jechać w jednym celu : na deser do Kwadratu :P
      chociaz sernik z Machiny też daje radę. ale w rankingu najlepszych wegańskich deserów jest drugi po kwadratowym torcie spekulusowym ;)

      Usuń
    5. Ja tam wolę Machinę od Kwadratu :)

      Usuń
  2. Te wegańskie zakupy to w jakimś specjalistycznym w sklepie? Sama mieszkam we Wrocku i jeszcze się na taki nie natknęłam :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Część w Almie, która znajduje się w Renomie, a część w sklepie ze zdrową żywnością obok Almy :)

      Usuń
  3. Niby vega to sieciówka, ale np. w Krakowie rzeczy wegańskich prawie nie uświadczysz - jedno, dwa dania na krzyż. A ten sernik z nerkowca wygląda na prawdę kusząco.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. I taki też był - bardzo kuszący i bardzo smaczny :) A Vegi w Krakowie nie miałam okazji odwiedzić, ale dobrze wiedzieć na przyszłość, że nie mam za bardzo czego w niej szukać.

      Usuń
  4. I ja się teraz dowiaduję, że we Wrocławiu byłaś. A spadaj.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A skąd ja mogłam wiedzieć, że Ty z Wrocławia jesteś? :P Spotkałam się z Łucją, która kiedyś prowadziła http://luciaspatterns.blogspot.com/. Jakbym wiedziała, że i Ty tam urzędujesz to byś się ode mnie nie opędziła :D Ale spokojnie, zamierzam wrócić!

      Usuń

Po sygnale zostaw wiadomość ;) *beep*