Happy Cow

HappyCow's Compassionate Healthy Eating Guide

sobota, 29 września 2012

Wegańska tarta malinowa

W czerwcu zrobiłam tartę malinowo-bananową i obiecałam sobie wtedy, że kiedyś wykonam drugie podejście do tego przepisu, ale nieco go ulepszę. Ulepszenie polega na dodaniu łyżki agaru do gotującego się sosu malinowego, wykorzystaniu innych owoców niż banany i zrobieniu "twarożku" z dwóch kostek tofu zamiast jednej. Chociaż po ostatnich dwóch dniach objadania się do granic wytrzymałości nie miałam ochoty robić nic w kuchni, to jednak tofu lekko po terminie ważności wymagało szybkiego wykorzystania.
Tym razem tarta jest na cieście francuskim kupionym w Kauflandzie (dobrze, że są gotowce!). Zamiast bananów dodałam mango, ale banany smakują lepiej w tym zestawieniu. Myślę, że można też wykorzystać inne owoce. A wy lubicie tarty?



Maliny są jak galaretka i nie spływają tym razem z tarty.


Pyszność banalna w przygotowaniu :)

piątek, 28 września 2012

Znowu starsza o kolejny rok ;)

I tak oto po raz kolejny skończyłam 18 lat ;) Było cudownie. Sushi z przyjaciółką od której dostałam książkę z przepisami na wegańskie wypieki (niedługo ją Wam zaprezentuję wraz z pełnym tytułem, który mnie powalił na kolana), 29 niebieskich (moich ulubionych) róż od Męża oraz wegańskie ciasta (kawowe i jabłecznik), które mi przywiózł z Poznania (mój Mąż to skarb :)). Dzisiaj będzie jeszcze domowej roboty wino z dzikiej róży i dalsze obżarstwo :P Miałam robić babeczki, ale z takimi smakołykami nie mam potrzeby, bo nie przejem wszystkiego. Was zostawiam ze zdjęciami, a sama uciekam.


 Wegańskie ciasta :) Mniam! Niestety nie znam nazwy ciastkarni z której pochodzą :/

Moje piękne róże.


Pyszne sushi z Sushi Moon w Koszalinie (nieprzyzwoicie się objadłam ;))

W takie dni czuję, że życie jest piękne, a ja jestem wielką szczęściarą :)

wtorek, 25 września 2012

To może kaczka bez kaczki?

Kilka razy wspomniałam, że nie przepadam za seitanem. Jest bezwartościowy i nie czuję potrzeby udawania, że mam na talerzu mięso. Jednak ja mięso jadłam ostatni raz jakieś 9 lat temu, więc jest to dla mnie naturalne. Natomiast mój Mąż dopiero jest w trakcie przechodzenia na wegetarianizm i brakuje mu czasami mięsnych przysmaków. Dlatego, gdy ostatnio zaopatrzył się w Mock Duck (seitan imitujący mięso kaczki) obiecałam, że coś mu z tego przygotuję. Padło na "kaczkę w miodzie". Przepis na sos do niej prezentowałam już jakiś czas temu. Wystarczy tylko wrzucić pokrojony seitan i dusić ok. 30 minut. Podawać z ryżem i dużą ilością pietruszki. Palce lizać ;)



A ponieważ w tym tygodniu obchodzę 18ste urodziny po raz kolejny, muszę wymyślić coś pysznego z tej okazji, więc zaglądajcie do mnie, bo coś fajnego może się pojawić... Chyba, że złapię lenia i będę się objadać w ten dzień gotowcami ;)

P.S. Odebrałam wyniki krwi - wprost idealny poziom żelaza poprawił mi humor :) Weganizm górą!

niedziela, 23 września 2012

Lasagne ze szpinakiem po wegańsku

Należę do tej grupy ludzi, która nie przepada za szpinakiem. Zawsze, gdy Popeye wcinał kolejną puszkę w telewizji ja krzywiłam się w grymasie i jak do tej pory nie udało mi się z tego wyrosnąć. Chyba, że jest naprawdę dobrze przyprawiony (a w brew pozorom wcale nie łatwo na taki trafić). Jednak w przypadku lazanii szpinak sprawdza się bardzo dobrze, zwłaszcza w połączeniu z Tofutti "Better Than Ricotta Cheese". Nie wiem czy ten "ser" jest lepszy od ricotty, ale jest bardzo smaczny i bardzo ubolewam, że już skończyłam całe opakowanie :P
Jeżeli nie macie dostępu do "Ricotty" to spokojnie możecie użyć roślinnej śmietany.Tego dania naprawdę nie można zepsuć ;)




Składniki:
2 puszki pomidorów
250g mrożonego szpinaku
150g sera "Better Than Ricotta Cheese" lub śmietana roślinna
Kilka płatków lasagne
4 ząbki czosnku (polskiego, bo chińskiego możecie użyć nawet 10, a i tak nie poczujecie smaku)
Pieprz, sól, oregano
Oliwa

Najpierw na patelni podgrzewamy oliwę i dodajemy pomidory. Wyciskamy dwa ząbki czosnku, dodajemy sól, pieprz i oregano do smaku. Dusimy aż odparuje część wody z pomidorów. Przelewamy do innego naczynia.
Po umyciu patelni wrzucamy na nią mrożony szpinak. Gdy się rozmrozi dodajemy "ricottę" lub śmietanę i pozostałe 2 ząbki czosnku i doprawiamy do smaku.
W naczyniu żaroodpornym układamy warstwę lazanii, wylewamy pomidory, układamy kolejną warstwę lazanii, szpinak z "ricottą" i posypujemy dowolnym startym wegańskim żółtym serem. Przykrywamy i wstawiamy do piekarnika nagrzanego do 180oC na 30 minut. 


sobota, 22 września 2012

Brzydkie danie, czyli "Makaronowe paczuszki".

To jest jedno z tych dań, które raczej nie zachęca swoim wyglądem (już słyszałam opinie, że to wygląda jakby ktoś mi zwymiotował na talerz), ale za to smak ma rewelacyjny. Przepis pochodzi z książki "Kuchnia włoska. Klasyczne i nowoczesne dania.". W oryginale nie jest, ani wegański, ani wegetariański, ale spokojnie można nie dodawać krewetek bez strat na rzecz smaku. Tymczasem wizyta w Berlinie umożliwiła mi wierne odtworzenie tego przepisu :) A to wszystko dzięki Veggie Scampis, czyli wegańskim krewetkom. Są gumowate i smakiem naprawdę przypominają krewetki (co, jak wiemy, nie zawsze się udaje w produktach naśladujących mięso)! Jednak jeśli ich nie posiadacie to naprawdę możecie ominąć ten składnik, a i tak danie Wam wyjdzie.



Składniki na 2 porcje:
500g makaronu fettucine
150ml pesto (wegańskie jest np. pesto LaSelva)
4 łyżeczki oliwy z oliwek extra vergine
2 ząbki czosnku rozgniecione
sól i pieprz
125ml białego wytrawnego wina
połówki cytryny do doprawienia
w wersji nie wegańskiej/wegetariańskiej - 750g dużych krewetek

Potrzebujemy papieru do pieczenia, który kroimy na dwa duże kwadraty (o boku ok.30cm). Makaron gotować przez 2-4 minut w osolonej wodzie. Odlać i odstawić. Wymieszać z połową pesto.
Na środku każdego papierowego kwadratu umieścić łyżkę oliwy, na to makaron i ewentualne krewetki. Resztę pesto wymieszać z rozgniecionym czosnkiem i wyłożyć na krewetki. Zawartość paczuszek oprószyć solą i pieprzem oraz polać winem.
Brzegi papierów zwilżyć, podnieść do góry związać ze sobą przeciwległe rogi. Tak przygotowane paczuszki wstawić do rozgrzanego do 200oC piekarnika na 10-15 minut.
Po wyjęciu podawać póki ciepłe i skropić cytryną.

Są naprawdę pyszne :)

piątek, 21 września 2012

Mucho Margarita Cupcakes

Kolejne babeczki zostały wypróbowane! Tym razem jednak są to wypieki dla dorosłych z dodatkiem tequili ;) Surowe ciasto miało mocno alkoholowy zapach, ale po upieczeniu się ulotnił. W pracy pomagała moja przyjaciółka Żuczek (pozdrawiamy Żuczka!) :D Przepis jak zawsze nieco zmodyfikowałam, ale absolutnie mu to nie zaszkodziło.



Składniki:
1/4 szklanki świeżo wyciśniętego soku z limonki (może być najzwyklejszy sok z cytryny ;))
1 1/2 łyżki startej skórki cytrynowej (może być kandyzowana)
1 szklanka mleka sojowego lub ryżowego
1/4 szklanki oleju rzepakowego
2 łyżki tequili
1/2 łyżeczki ekstraktu z wanilii
3/4 szklanki cukru
1 1/3 szklanki maki tortowej
1/4 łyżeczki sody oczyszczonej
1/2 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki soli

Piekarnik nagrzewamy do 180oC. W dużej misce mieszamy razem sok z limetki (bądź cytryny), skórkę z cytryny, olej rzepakowy, mleko sojowe, tequilę, wanilię i cukier.  Dosypujemy mąkę, sodę oczyszczoną, proszek dopieczenia i sól. Mieszamy aż masa stanie się gładka. Wypełniamy foremki do babeczek i wstawiamy do piekarnika na 20-22 minut. Zanim użyjemy polewy babeczki muszą być wystudzone.

Polewa:
1/4 szklanki margaryny
1 łyżka mleka sojowego lub ryżowego
3 łyżki soku z limonki (ponownie może być z cytryny)
1 łyżka tequili
kropelka zielonego barwnika do ciast (ja nie użyłam i uważam, że jest zupełnie niepotrzebny, bo polewa ma piękny, mleczny kolor)
2 szklanki cukru pudru (nie posiadam, więc użyłam 1/2 szklanki syropu z agawy i też się sprawdza :))
Dużą szczyptę soli, około 1/8 łyżeczki.

Widelcem ugniatamy margarynę, dodajemy mleko sojowe, sok z limonki, tequilę i jeśli używamy to barwnik do ciast, aby uzyskać lekko miętowy kolor. Dodajemy cukier puder i mieszamy w blenderze aż wszystko stanie się gładkie i kremowe. Przechowywać w lodówce.

Tymczasem zostawiam Was z tymi pysznościami i uciekam zabrać psa na spacer. Miłego weekendu :)


poniedziałek, 17 września 2012

Babeczki z zieloną herbatą

Dwa posty w ciągu jednego dnia? Zaszalałam :D
Oto obiecywane od jakiegoś czasu babeczki. Kolejny przepis z "Vegan Cupcakes Take Over The World".
Są zielone i nieco inne od oryginalnego przepisu oraz przepyszne :)



Składniki:
1/2 szklanki jogurtu sojowego (najlepiej naturalny)
2/3 szklanki mleka ryżowego (ja zrobiłam z sojowym)
1/4 łyżeczki ekstraktu waniliowego
1/3 szklanki oleju rzepakowego
1/2 łyżeczki ekstraktu migdałowego (kolejna zmiana - dodałam pomarańczowy)
1 i 1/4 szklanki mąki tortowej
1 łyżeczka proszku do pieczenia
1/4 łyżeczki sody
3 do 4 łyżeczek sproszkowanej zielonej herbaty matcha
1/4 łyżeczki soli
3/4 szklanki cukru



Piekarnik podgrzewamy do 180oC na termoobiegu.
W dużej misce mieszamy jogurt, mleko, ekstrakt z wanilii, olej i ekstrakt migdałowy (lub jak w moim przypadku pomarańczowy), do momentu aż wszystko nie stworzy jednolitej masy. Wsypujemy mąkę, proszek do pieczenia, sodę, herbatę matcha, sól i cukier. Mieszamy wszystko dokładnie aby nie pozostały grudki. Wypełniamy foremki do babeczek i wstawiamy do piekarnika na ok. 20 minut.

Polewa:
2 łyżki margaryny
1 szklanka cukru pudru (ja spróbowałam z 1/4 szklanki syropu z agawy i też wyszło ;))
1/8 do 1/4 łyżeczki herbaty matcha
1 do 2 łyżek mleka ryżowego (ponownie sojowe)
1/4 łyżeczki ekstraktu migdałowego (u mnie waniliowy)
Kropelka ekstraktu waniliowego (nie dodawałam dodatkowej kropelki ;))

Margarynę ugniatamy widelcem, następnie miksujemy z cukrem pudrem (lub syropem z agawy), aby utworzyła się sypka mieszanka. Ubijamy ją z mlekiem i ekstraktami (w moim przypadku z jednym). Jeśli będzie za gęsta dodajemy więcej mleka.
Nakładamy ją na babeczki dopiero jak całkiem wystygną! Ja jeszcze posypałam ją przyprawą do dań słodkich (skórka cytrynowa, kardamon, cynamon, goździki, mięta, ekstrakt z kurkumy) - super pasuje.

Polecam wypróbować przepis, bo łatwy, szybki i bardzo smaczny :D


Sałatka z tuńczykiem, bez tuńczyka

Gdy miałam lat naście (a to już trochę czasu temu było) jeździłam czasem na wakacje do mojej Siostry, która mieszka niedaleko Neapolu. Niestety wtedy strasznie ciężko było mi dogodzić kulinarnie (o głupia ja!) i włoska kuchnia przyprawiała mnie o gęsią skórkę (ponownie: o głupia ja!!!). W każdym razie, moja Sister postanowiła mnie nakarmić czymś co byłam w stanie przełknąć. Wtedy powstała sałatka z tuńczykiem.
Oczywiście wegetarianizm i późniejszy weganizm wyeliminowały ją skutecznie z mojej diety... Do czasu wizyty w Berlinie ;D


Ten "tuńczyk" (z tego co pamiętam) nie smakuje jak ten "oryginalny" :P Jest słodszy, ale i tak smaczny.


Składniki:
Ryż w woreczku
Majonez roślinny
"tuńczyk"
1/4 puszki kukurydzy
sól, pieprz

Po ugotowaniu ryżu chłodzimy go, dodajemy resztę składników i mieszamy. W ten sposób mamy sałatkę w chwilę.
Smacznego :)

A dzisiaj wieczorem planuję wreszcie zrobić babeczki z zieloną herbatą. Mam nadzieję, że nic mi nie wypadnie :P

sobota, 15 września 2012

Berlin w wersji wega

Gdy ostatnio byłam we Wrocławiu mieliśmy z Mężem plan wyskoczyć na weekend do Niemiec (a dokładniej Berlina) wracając do domu. Niestety stłuczka samochodowa, która nam się wtedy przytrafiła uniemożliwiła to skutecznie. Jednak jak to mówią "co się odwlecze...". Dlatego dzisiaj miałam okazję się przekonać, czy Berlin jest faktycznie tak przyjazny weganom jak o nim mówią. I co się okazało? Trafiłam do wegańskiego raju ;D

Najpierw zupełnie przypadkowo trafiliśmy na halę targową, gdzie znajdowało się stoisko z wegańskimi hamburgerami (według Pani sprzedającej z "najlepszymi w mieście" ;)). Hamburger zupełnie nie przypominał buły, którą się serwuje na wynos w barach szybkiej obsługi. Był z pełnoziarnistym pieczywem, smażonym tofu, kiełkami, buraczkami, sosem (ja wzięłam mango chutney, Mąż - chili), pomidorkiem i sałatą. Smakował wyśmienicie. W dodatku Pani była przemiła, znała świetnie angielski (jak chyba wszyscy w Berlinie) i dała nam namiary na wegański supermarket Veganz (bo oczywiście nie przygotowaliśmy się przed podróżą ;P).




Ja z moim "hamburgerem".

Ruszyliśmy też na spacer po Berlinie (bez określonego celu). Uważam, że to fajne miasto. Brakuje mu klimatu, ale nie miałabym nic przeciwko zamieszkaniu tam ;) Co mnie najbardziej zaskoczyło to fakt, że uliczki położone zaraz obok ruchliwego centrum  są ciche i spokojne. Można mieć więc 2 w 1. Duże, ruchliwe miasto i małe spokojne przedmieście zaledwie kilkadziesiąt metrów obok siebie.




Po spacerze od którego zrobiły mi się pęcherze na stopach (po co podjechać metrem skoro na piechotę będzie zabawniej? :/ ) ruszyliśmy na supermarket Veganz.


Gdy weszłam do środka poczułam się jak dziecko w Wigilię :D Cały supermarket z produktami wegańskimi. Sery, bite śmietany, przyprawy, świeże warzywa i owoce, napoje "mleczne", pasty do pieczywa, kosmetyki i wiele innych, a ja nie musiałam się zastanawiać, czy to aby a pewno dla mnie :D

Po zakupach można też się posilić w kawiarni Veganz, a zaraz obok ubrać się w sklepie z odzieżą i butami wegańskimi (chociaż już był zamknięty jak do niego dotarliśmy). My jeszcze skoczyliśmy na ciasta, zaopatrzyliśmy się w bułki na drogę (były z bliżej nieokreślonym fake meat, ale smakowały niesamowicie!) i ruszyliśmy do domu.


Ciasto czekoladowo-wiśniowe.


Torcik rabarbarowo-waniliowy.

W domu wypakowałam zakupy i dopiero dotarło do mnie jak bardzo zaszalałam.
Mam i jogurty, i smalec, śmietany, wędliny, kiełbaski, duży wybór serów, a nawet "tuńczyka" i "krewetki" :D 
Nie mogę się doczekać aż wszystkiego spróbuję. Przez jakiś czas też nie będę musiała się zaopatrywać w sklepach internetowych. Zostałam fanką Soy Jerky - imitacji suszonego mięsa. Smaczne to potwornie (dwa opakowania wchłonęliśmy na przekąskę), ale według Męża nie smakuje zbytnio mięsnie, chociaż to właściwie może być zaletą :)


Żałuje, że nie miałam okazji zobaczyć więcej, ale w ostateczności Berlin nie jest na tyle daleko, że bym nie mogła odwiedzić go znowu ;) Polecam każdemu!

czwartek, 13 września 2012

Brak czasu i drugie śniadanie z Veganline

Zgodnie z moimi przypuszczeniami powrót do pracy okazał się bardzo czasochłonny. Na tyle, że przygotowuję jedynie sprawdzone, szybkie przepisy. Nie mam czym się tutaj pochwalić. Już niedługo kolejne babeczki (wreszcie dotarły moje zakupy z Evergreen i mam jogurt sojowy do babeczek z zieloną herbatą), a na chwilę obecną zadowalam się tostami z nowym serem wegańskim.
Veganline  ma różne smaki, nie kosztuje dużo, a pachnie jak kefir (to było bardzo zaskakujące odkrycie) i co najważniejsze rozpuszcza się pod wpływem ciepła. Nadaje się więc do pizzy i tostów. Smak ma mniej wyrazisty niż np. Sheese, ale dla niektórych to zaleta. Najbardziej cieszy mnie to, że wybór "serów" się zwiększa i każdy może znaleźć coś dla siebie. Początkowo nawet Tavenyr był rarytasem, a teraz nie dość, że jest kilka marek produkujących sery wegańskie, to każda z nich ma kilka smaków. Oby tak dalej :)


Kubek herbaty, figi do kompletu i drugie śniadanie z głowy :) Tosty z serem Veganline mozzarella, wędliną Polsoja, dużą ilością pietruszki i przyprawą do bruschetty.


Tymczasem zostawiam Was ponownie bez przepisu i obiecuję poprawę już wkrótce ;)

piątek, 7 września 2012

Waniliowa wegańska babeczka :D - Golden Vanilla Cupcakes

Pierwsze podejście do babeczek z książki "Vegan Cupcakes Take Over The World" za mną :D A cóż to za udane i smakowite podejście! Chciałam najpierw spróbować babeczek z zieloną herbatą matcha, ale moje zamówienie z evergreen się przeciąga i nie miałam jogurtu sojowego. Będą następne w kolejności ;)


Babeczki są miękkie, ślicznie złociste i mocno waniliowe.


Tak wyglądały bez polewy.


Przepis! Składniki:

1 szklanka mleka sojowego
1 łyżeczka octu jabłkowego
1 i 1/4 mąki tortowej
2 łyżki skrobi kukurydzianej
3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
1/2 łyżeczki sody
1/4 łyżeczki soli (zwiększ ilość soli do 1/2 łyżeczki jeśli zamiast margaryny używasz oleju)
1/2 szklanki margaryny lub 1/3 szklanki oleju rzepakowego (ja użyłam margaryny do pieczenia Vitaquel)
3/4 szklanki cukru (u mnie z buraków)
2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
1/4 łyżeczki ekstraktu migdałowego, karmelowego lub więcej waniliowego (aromaty do ciast się nadają)


  • Piekarnik nagrzewamy do 180oC. Mleko sojowe mieszamy z octem i odstawiamy na kilka minut, żeby mikstura się ścięła. 
  • Jeśli używasz margaryny: mąkę, skrobię, proszek do pieczenia, sodę i sól mieszamy w dużej misce. W oddzielnym pojemniku ręcznym mikserem ustawionym na średnią siłę mieszania, łączymy margarynę i cukier przez około 2 minuty aż masa zrobi się puszysta. Nie przesadzamy z czasem ubijania. Dodajemy wanilię i inne aromaty, a następnie miksturę mleka sojowego i octu nadal mieszając tak, aby masa nie zbijała się na dnie pojemnika.
  • Jeśli używasz oleju: Ubij ze sobą miksturę mleka sojowego i octu, olej, cukier, mąkę, skrobię, proszek do pieczenia, sodę, sól i mieszaj aż znikną wszystkie grudki.
  • Wypełniamy foremki do babeczek i wstawiamy do piekarnika na 20-22 minut. Wyjmujemy babeczki po upieczeniu i odstawiamy do wystygnięcia.
Polewa - Vegan Fluffy Buttercream Frosting

Składniki:
1/2 szklanki tłuszczu do pieczenia (u mnie znowu olej rzepakowy)
1/2 szklanki margaryny
3 i 1/2  szklanki cukru pudru 
1 i 1/2 łyżeczki ekstraktu waniliowego
1/4 szklanki mleka sojowego lub sojowej śmietanki

Ubijamy tłuszcz i margarynę aż się połączą i zrobią puszyste. Dodajemy cukier i ubijamy przez 3 minuty. Dodajemy wanilię i mleko sojowe i ubijamy kolejne 5-7 minut aż zrobi się puszyste.

Dekorujemy borówką lub innymi owocami.

Pyszność :)

środa, 5 września 2012

"Vegan Cupcakes Take Over The World" i obiad na szybko

Wczoraj dotarła do mnie książka, którą bardzo chciałam mieć od momentu, gdy się o niej dowiedziałam.
"Vegan Cupcakes Take Over The World" to 75 przepisów na wegańskie babeczki oraz bardzo dokładne instrukcje jak się zabrać do samego procesu tworzenia ciastka, żeby wyszło smaczne i ładne.


Jedynym minusem tej książki jest to, że nie została wydana w języku polskim. Dla osób znających angielski nie jest to problemem, ale reszta będzie musiała się zadowolić tłumaczeniami osób, które wykorzystują te przepisy.


Zanim zabierzemy się za robienie babeczek trzeba przeczytać wstęp w którym opisane są dokładnie składniki jakich używają autorki oraz jaki mają wpływ na babeczkę :)


A potem pozostaje już tylko wybrać pierwszy przepis i wziąć się do roboty. Ja się ciągle waham od którego zacząć, ale na pewno niedługo zaprezentuję jakieś pyszności!


Ponieważ wróciłam wreszcie do pracy to i apetyt mam niezły. Zabieram ze sobą z domu kanapki (dzisiaj były tosty z Sheese i pomidorem), ciastka, orzechy, owoce, a potem wracam i czuję jak mi w brzuchu wszystko się aż skręca z głodu. No to upiekłam ziemniaczki, zrobiłam ciecierzycę i surówkę z kapusty pekińskiej (sos to śmietana owsiana, majonez wegański, odrobina soku z cytryny, sól i pieprz). Teraz wreszcie czuję się najedzona ;)



A już niedługo pierwsze podejście do babeczek :D

poniedziałek, 3 września 2012

Kawa W (swojej) Kuchni

Jeśli jeszcze nie znacie bloga mojej przyjaciółki Beaty, to zdecydowanie polecam Wam Kawę Kuchenną. Znamy się "jak łyse konie" (chociaż nie wiem jak mocno znają się łyse konie ;)) jeszcze z czasów szkoły średniej. W ostatni weekend wakacji postanowiłam odwiedzić ją w jej nowym mieszkaniu w Gdańsku. Był to najprzyjemniejszy weekend całych minionych wakacji. Było dużo jedzenia, rozmów i trochę wina :)
W niedzielę wyruszyłyśmy też na miasto. Cudowny, beztroski czas.
Na kolację postanowiłyśmy poszaleć z tortillą i pieczonymi ziemniakami. (wybaczcie jakość zdjęć, nadal nie mam swojego aparatu :/).


Tortilla była faszerowana melonem, sałatą, papryką i pysznym sosem (który zapowiadał się średnio smacznie, ale okazał się całkowitą rewelacją).
Sos:
1/2 opakowania śmietany sojowej Valsoia
2 łyżeczki keczupu
3 łyżeczki octu balsamicznego z Modeny (na wszystkich pisało, że z Modeny, nie wiem czy jak nie jest z Modeny to nie jest octem balsamicznym? ;))
1 łyżeczka soku z cytryny
Wszystko wymieszać i smarować nim tortille, a potem wykładać ulubionymi składnikami.


Ze śmiechu trzęsła mi się ręka, dlatego co drugie zdjęcie jest poruszone :D


Tu wygląda jakbym miała samą sałatę w środku :P


Oczywiście nie mogło zabraknąć specjalności Guni - pieczonych ziemniaków z Sheese i sosem czosnkowym :)

 Później już tylko zostało Nam zwiedzać Gdańsk, który od lat należy do grona moich ulubionych miast w Polsce.



Wstążki wiszące w parku :) Nie zapamiętałam nazwy wydarzenia z którego powodu były tam wywieszone, ale i tak liczy się tylko wrażenie jakie robią.


Kawa lubi gofry... jak widać ;)


A to już ja ze zmęczeniem wymalowanym na twarzy. Odwiedziłyśmy tez GreenWay, który jest dużo lepszy niż ten w Koszalinie i z pełnym brzuszkiem wróciłam do domu.
A dzisiaj znowu do pracy :/